- Po czym poznać, że ktoś ma iPhona?
- Nie trzeba, po 5 minutach sam ci go pokaże.
Jest też duże prawdopodobieństwo, że siedzi z kieliszkiem wina w Charlotte na Placu Zbawiciela w Warszawie.
Źródło: http://pl.freepik.com
14 lipca, czyli święto narodowe Francji, chciałam uczcić po francusku. Rozczarowani festynem Rendez-vous na Saskiej Kępie (atrakcji dla osób powyżej 10 roku życia nie było za wiele, a tak liczyłam na spróbowanie francuskich przysmaków i win), postanowiliśmy, że pójdziemy do Charlotte, najmodniejszego ostatnio miejsca w Warszawie. Wypiekany na miejscu chleb według starej francuskiej recepturze bez gotowych mieszanek i sztucznych polepszaczy, duży wybór francuskich win, naturalne produkty sprowadzane z Francji, ogromny stół, przy którym je się wspólnie - brzmi świetnie.
Źródło: http://www.bistrocharlotte.com
Zamówiliśmy kawę latte, kieliszek wina Rocca Maura Blanc, croissanta z czekoladą i talerz francuskich serów. Obsługiwało nas 3 kelnerów, a nasze zamówienie było dostarczane w 4 ratach w odstępach ok. 10 minutowych. Chyba już wolę poczekać dłużej, ale dostać wszystko na raz. Croissant był poprawny; minusem był brak serwetki, która przy jedzeniu pieczywa z czekoladą jest niezbędna. Sery były dobre, ale bardzo ciepłe (nietrzymane w lodówce?). Natomiast dekoracja z połówki truskawki wywołała śmiech. Kawa była poprawna, za to wino całkiem niezłe i z wyraźną nutą owocową.
Gwar, długie oczekiwanie na obsługę i zamówienie, niewygodne krzesła, pozorny luz - ma to swój urok i gdybym była studentką z RayBanami na nosie i iPhonem w ręku, pewnie byłoby to moje ulubione miejsce.
- Nie trzeba, po 5 minutach sam ci go pokaże.
Jest też duże prawdopodobieństwo, że siedzi z kieliszkiem wina w Charlotte na Placu Zbawiciela w Warszawie.
Źródło: http://pl.freepik.com
14 lipca, czyli święto narodowe Francji, chciałam uczcić po francusku. Rozczarowani festynem Rendez-vous na Saskiej Kępie (atrakcji dla osób powyżej 10 roku życia nie było za wiele, a tak liczyłam na spróbowanie francuskich przysmaków i win), postanowiliśmy, że pójdziemy do Charlotte, najmodniejszego ostatnio miejsca w Warszawie. Wypiekany na miejscu chleb według starej francuskiej recepturze bez gotowych mieszanek i sztucznych polepszaczy, duży wybór francuskich win, naturalne produkty sprowadzane z Francji, ogromny stół, przy którym je się wspólnie - brzmi świetnie.
Źródło: http://www.bistrocharlotte.com
Zamówiliśmy kawę latte, kieliszek wina Rocca Maura Blanc, croissanta z czekoladą i talerz francuskich serów. Obsługiwało nas 3 kelnerów, a nasze zamówienie było dostarczane w 4 ratach w odstępach ok. 10 minutowych. Chyba już wolę poczekać dłużej, ale dostać wszystko na raz. Croissant był poprawny; minusem był brak serwetki, która przy jedzeniu pieczywa z czekoladą jest niezbędna. Sery były dobre, ale bardzo ciepłe (nietrzymane w lodówce?). Natomiast dekoracja z połówki truskawki wywołała śmiech. Kawa była poprawna, za to wino całkiem niezłe i z wyraźną nutą owocową.
Gwar, długie oczekiwanie na obsługę i zamówienie, niewygodne krzesła, pozorny luz - ma to swój urok i gdybym była studentką z RayBanami na nosie i iPhonem w ręku, pewnie byłoby to moje ulubione miejsce.
Ostatnim zdaniem położyłaś mnie na łopatki. Swoją drogą, miło byłoby spróbować kiedyś tych wszystkich przysmaków w prawdziwej francuskiej restauracji, czy kawiarni.
OdpowiedzUsuńLena,
OdpowiedzUsuńPo Twoim wpisie widzę, że nie lubisz posiadaczy iphone'ów. Ale chyba po raz pierwszy się z Tobą nie zgodzę, bo nie uważam, że każdy posiadacz tego sprzętu swój wolny czas spędza w Charlotte.
Z całym szacunkiem do tego lokalu, ale telefon ów jest na tyle popularny, że mała Charlotte by nie pomieściła wszystkich jego warszawskich posiadaczy :)
Co do menu i obsługi to się zgadzam, wino Rocca Maura jest bardzo smaczne, zarówno w wersji różowej, jak i białej jeśli mnie pamięć nie myli. A obsługa jest totalnie niezorganizowana i to fakt niezaprzeczalny. Nie rozumiem też fenomenu jedzenia z otwartego słoika, do którego ktoś przed Tobą wkłada palec i go oblizuje...
Idąc do Charlotty trzeba pamiętać, że to miejsce "hipsterskie" i okupowane głównie przez młodych i modnych. Nie ma co narzekać, że co druga osoba przychodzi z modnym sprzętem, czy to mac'iem, czy innym samsungiem.
Pozdrawiam,
Edith
Witaj Edith,
UsuńMiło przeczytać Twoją opinię.
Do iPhonów ani ich posiadaczy nic nie mam. Mój Szanowny Małżonek posiada takowy, a i ja nie pogardziłabym MacBookiem Air czy iPadem;) Restauracja czy bistro to nie teatr ani kościół, żeby nie można było korzystać z telefonów czy netbooków; wszystko jest dla ludzi:) Natomiast ostentacyjnemu wykładaniu na stolik swoich gadżetów mówię zdecydowane nie.
Na opinię o danym lokalu ma wpływ nie tylko jego kuchnia czy obsługa, ale też goście go odwiedzający i ogólny nastrój. Niektórym atmosfera Charlotte bardzo się podoba, mnie nieszczególnie. Ot i tyle:)
Pozdrawiam,
Lena
PS. Nie nie rozumiem, dlaczego nikomu nie przeszkadza jedzenie ze wspólnego słoika.
Trafiłaś w samo sedno sprawy (tzn.miejsca) :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdla mnie trochę za duży tam tłok, przez to Pl.Zbawiciela omijam szerokim łukiem ;)
OdpowiedzUsuńOjej..boję sie takich 'lansiarskich' miejsc... Sam fakt,że kawiarnia uchodząca za francuską serwuje LATTE jest podejrzane. No cóż...
OdpowiedzUsuńżeby spróbować francuskich specjałów wystarczy zatrudnić się w kawiarni francuskiej:)zachwianie wagi murowane:)
OdpowiedzUsuń