Zupa cebulowa z parmezanem

Aromatyczna, treściwa, wyrafinowana, rozgrzewająca, sycąca, a jednocześnie bajecznie prosta. Moja wersja różni się od tradycyjnej francuskiej zupy cebulowej - jest lżejsza i mniej tucząca. Zamiast warstwy zapiekanego sera dodaję parę płatków parmezanu, a tłusty bulion wołowy zastępuję lekkim warzywnym.



Składniki:
- 1,5 litra buliony warzywnego
- 5-6 dużych cebul
- łyżka masła
- kieliszek białego wina
- tymianek, majeranek, sól, pieprz
- parę plasterków parmezanu

Bulion to podstawa każdej zupy. Przygotowuję go zwykle na butelce wody mineralnej, do której wrzucam marchewkę, pietruszkę, pora, selera, selera naciowego, cebulę, paru ząbków czosnku, liść laurowy, parę ziarenek ziela angielskiego i pieprzu. Gotuję ok. 30 minut, aż woda nabierze złocistej barwy, a w kuchni rozprzestrzeni się zapach gotowanych warzyw.


Cebulę kroimy w krążki i następnie smażymy na rozgrzanym maśle przez ok. 30 minut, aż do skarmelizowania. Dodać wino i odparować. Po chwili dolać bulion i przyprawy oraz gotować przez ok. 15 minut. Podawać z parmezanem i grzankami z grahamki.


O kropli oliwy słów kilka

"Chciałbym mieć własny gaj oliwny." - pisze Piotr Adamczewski w najnowszej "Polityce". Podobnie jak autor, "złocistozielonego nektaru wytłaczanego z oliwek" używam praktycznie do wszystkiego: sałatek, mięs, ryb, grzanek, risotto, pieczenie, smażenia - długo mogę wymieniać.  Jednym z moich najciekawszych oliwnych doświadczeń była uczta pinzimonio u znajomych Włochów. Zasiedliśmy wszyscy nad stołem, na którym pani domu postawiła półmiski świeżej marchewki, kopru włoskiego, ogórka, papryki i selera naciowego. W niewielkich miseczkach mieszaliśmy oliwę z odrobiną soli, w której następnie maczaliśmy warzywa. Oliwa z oliwek z doskonałego dodatku stała się daniem głównym.




Poniżej kilka ciekawostek, które znalazłam w artykule:
- Przeciętny Grek spożywa 25 litrów oliwy rocznie, podczas gdy statystyczny Polak zaledwie litr.
- Powierzchnia gajów oliwnych na świecie wynosi 11 milionów hektarów, czyli około jedną trzecią powierzchnię Polski.
- Nie dziwi fakt, że największymi producentami oliwy są Hiszpania, Włochy i Grecja. To właśnie w krajach leżących nad Morzem Śródziemnym zbierano pierwsze dzikie oliwki już w 8 tysiącleciu p.n.e.

Obecnie używam oliwy produkowanej na rodzinnej plantacji Renzi Giovanni w Montegridolfo, którą uzyskuje się z ponad stuletnich drzewek oliwnych. Produkcja oliwy z oliwek przypomina wytwarzanie win. Warunki klimatyczne i geograficzne decydują o smaku, aromacie i barwie oliwy. O intensywności jej smaku decyduje w dużej mierze stopień dojrzałości oliwek - im bardziej dojrzałe owoce, tym łagodniejsza oliwa.


Warto również wspomnieć o innych rodzajach tego "płynnego złota". Na co dzień używam również oleju z pestek dyni produkowanego w Austrii i oleju lnianego, który posiada kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6, których organizm sam nie potrafi wyprodukować, ale potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania.




Ciasteczka owsiane

W poszukiwaniu ciastek, które byłyby zdrowe, nietuczące i niezbyt słodkie natrafiłam na ciasteczka owsiane. Przepis pochodzi z książki Nigelli Lawson "How to be a Domestic Godess" ("Jak być domową boginią" w polskim tłumaczeniu, chociaż nie wiem, czy ten przepis znalazł się w polskiej wersji). Od przepisów Nigelli odrzuca mnie ilość tłuszczu, czekolady i lukru,  której używa, ale ten przepis zachwycił mnie swoją prostotą. "Jest coś niezwykle satysfakcjonującego w przygotowywaniu tak dobrego i prostego dania - to jest jak robienie czegoś stonowanego i zasadniczego zamiast zabawiania się tanimi błyskotkami." - pisze Nigella i nie mogę się z nią nie zgodzić.




Składniki:
- 250 g płatków owsianych
- pół szklanki cukru
- szczypta soli
- 1  łyżka masła
- 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
- 200 ml wrzątku

W misce mieszamy płatki owsiane z sodą oczyszczoną (ja również dodałam pół szklanki otrębów owsianych). Rozpuścić masło i wlać do miski. Następnie dodać wody, cukier i wyrobić ciasto. Płatki pod wpływem wody zmiękną i utworzą jednolitą substancję. 


Utworzyć z ciasta niewielkie i dosyć płaskie kółka. Piec na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w temperaturze 180 stopni przez 15-20 minut.



Mule w białym winie

Mule, zwane też omułkami, są, podobnie jak inne owoce morza, niezwykle zdrowe ze względu na dużą zawartość nienasyconego kwasu Omega 3. Wbrew pozorom ich przygotowanie nie wymaga wielkich umiejętności kulinarnych ani wyszukanych dodatków. To proste jak raz dwa trzy.




Po pierwsze - kupujemy. Świeże mule kupuję w Auchan (wiem, że w Macro też można je dostać). Zwykle pochodzą z Holandii i są zapakowane w szczelnie zamknięte plastikowe opakowanie. Po otworzeniu w kuchni od razu rozprzestrzenił się zapach morza. Najważniejsze jest, żeby mule były zamknięte - oznacza to, że są świeże. Otworzone małże należy wyrzucić, jedzenie nieświeżych małży może spowodować silne zatrucie.


Po drugie - myjemy. Należy myć mule dokładnie w zimnej wodzie, usuwając narośle i piasek. Nie można ich za długo trzymać w wodzie, bo się pootwierają.

Po trzecie - gotujemy. W garnku podgrzewam oliwę z oliwek z dodatkiem masła, dorzucam pokrojoną w paski cebulę i czosnek. Po chwili wlewam kieliszek białego wina i duszę do odparowania alkoholu. Dorzucam mule i duszę pod przykryciem dosłownie parę minut, aż małże się pootwierają. Te, które pozostaną zamknięte, należy wyrzucić. Praktycznie nie dodaję przypraw - wychodzę z założenia, że najlepsze mule to te najbardziej naturalne.
 




Z hamburgerem przez świat

Czy możliwe jest przygotowanie zdrowego hamburgera czy to połączenie z góry jest skazane na etykietkę "tłusty i niezdrowy fast food"? Czym byłaby kuchnia bez przekraczania granic, tych dosłownych i tych mentalnych! 

Dzisiaj zapraszam w podróż po talerzach Holandii i Danii. Pierwszy hamburger został zjedzony przez mojego szanownego małżonka w Eet- en bierencafé De Beiaard w Amsterdamie w oparach marihuany - w pobliżu znajdował się ogródek coffee shopu. Beiaard znaczy po polsku karylion, czyli zespół dzwonów wieżowych. Można je zobaczyć w holenderskich miasteczkach, gdzie są powodem do dumy lokalnej społeczności. De Beiaard specjalizuje się w piwach - w ofercie można znaleźć piwa z całego świata. My zdecydowaliśmy się na piwo belgijskie (jakież inne piwo można zamówić w Holandii!). Hamburger był podobno smaczny, ale na pochwałę zasługują frytki - były treściwe i dobrze przyprawione.


Drugi hamburger został skonsumowany w Aarhus w Danii (niestety nie pamiętam nazwy restauracji). Zachwycił nas swoim finezyjnym wyglądem. Niestety ceny nie były już tak zachwycające - to właśnie w tej restauracji wypiliśmy najdroższe piwo w naszej dotychczasowej karierze konsumenckiej.


Poniżej przedstawią swoją wariację na temat hamburgera. Zamiast wołowiny użyłam delikatnej i chudej pierś kurczaka z grilla. Białe pieczywo wymieniłam na grahamkę. Zrezygnowałam z kalorycznych sosów na rzecz sałaty, pomidora i ogórka konserwowego. Zdrowy burger? Da się!

Etnicznie, czyli o jedzeniu oczami

Smak, zapach i wygląd to podstawy dobrego dania. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że najpierw jemy oczami - zanim dotrze do nas zapach i zanim skosztujemy dania, pierwsze wrażenia to właśnie te wzrokowe. A nieapetyczny wygląd może skutecznie odstraszyć od najsmaczniejszej nawet potrawy. 

W myśl tej zasady nabyłam niedawno nową zastawę stołową. Zaczęło się od  filiżanek i podstawek. Gdy tylko je zobaczyłam, wiedziałam, że muszą być moje (chociaż nie cierpię na brak zestawów kawowych). Bardzo lubię Almi Decor (w odpowiednich ilościach oczywiście, bo nie mogłabym mieszkać w domu urządzonym od a do z w tym stylu), a kolekcja Ethnic zachwyciła mnie oryginalnym połączeniem nowoczesnej formy (uwielbiam kwadratowe talerze!) z etnicznymi motywami.

Nie obyło się oczywiście bez komplikacji - papierowa torebka, w której niosłam zestaw, odmówiła posługi i moja cenna porcelana z hukiem spadła na ziemię. Wiedziałam, że nie obyło się bez ofiar, kwestią była tylko skala zniszczeń. Na szczęście okazało się, że ucierpiała tylko jedna filiżanka i podstawka. Gdy następnego dnia dokupowałam siódmą filiżankę, wpadły mi w oko inne elementy tego komplety i w ten sposób moja kuchnia wzbogaciła się o sześć dużych talerzy i sześć talerzy głębokich.








Biscotti z masłem orzechowym i migdałami

Biscotti, czyli podwójnie pieczone herbatniki  (bis  – podwójnie, cotti – pieczone) wywodzące się z Toskanii. Są chrupiące, dlatego najlepiej smakują maczane w kawie lub winie. Połączenie migdałów i masła orzechowego początkowo zaskakuje, ale po chwili już wiadomo, że takie niecodzienne zestawienia łechtają podniebienia. Można, jeśli komuś się ta sztuka uda, przechowywać przez parę tygodni w zamkniętym pojemniku. Jednak z doświadczenia wiem, że biscotti znikają w ciągu jednego wieczoru.





Składniki
- 250gr niskosolonego masła orzechowego
- 200gr migdałów
- kostka masła
- 2 szklanki cukru
- 2 jajka
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- łyżka mleka

Migdały zalać wrzącą wodą. Po ostudzeniu usunąć skórki i pokroić na drobniejsze kawałki.




  



W mikserze ubić masło, masło orzechowe i cukier na gładką masę. Dodać jedno całe jajko i jedno żółtko. Ubijać przez kolejne 3 minuty. Dodać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Wymieszać, aby składniki się połączyły. Na koniec dodać migdały pokrojone na ćwiartki i delikatnie wymieszać łyżką.
  




Uformować dwa kawałki ciasta o długości ok. 30cm i szerokości ok. 8cm u umieścić na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarować ciasta roztrzepanym jajkiem z mlekiem i posypać cukrem. 


Piec w temperaturze 180 stopni przez 30 minut.Gdy ciasta się zarumienią na złoto, wyjąć z piekarnika i ostudzić. Pokroić ostrym nożem na 2,5-centrymetrowe kawałki.
  






Pokrojone kawałki piec przez 15 minut. W połowie pieczenia przewrócić kawałki na drugi bok, żeby były równomiernie upieczone.

Wkurzony makaron, czyli spaghetti z sosem pomidorowym


Na początek klasyka i podstawa – spaghetti z sosem pomidorowym. Żeby było bardziej treściwie, dzisiaj dodałam do sosu tuńczyka, ale wariacji jest nieskończenie wiele. 


Zawsze wybieram makaron pełnoziarnisty, żeby było bardziej zdrowo. Ma on niski indeks glikemiczny (nie powoduje tak dużego wzrost poziomu cukru we krwi jak biały makaron) i zawiera dużo błonnika.  Na początku ciężko było mi się do niego przyzwyczaić - wydawał mi się taki bardziej surowy i "chropowaty", ale teraz nie wyobrażam sobie jedzenia białego makaronu!


Nie lubimy pomidorów z puszki - oj nie, po co nam konserwanty i inne brzydkie słowa na "E"? Pomidory wrzucam do wrzątku, w którym za chwilę ugotuję makaron. Wystarczy minuta i skórka sama odchodzi. W międzyczasie kroję cebulę i czosnek, które następnie podsmażam na oliwie z oliwek. Gdy lekko zmiękną, dodaję tuńczyka i pokrojone w kostkę pomidory. Gotuję przez parę minut,  żeby pomidory zmieniły się w aromatyczny sos.


Proste, prawda? To nie koniec jednak. Teraz najważniejsze - przyprawy, dzięki którym zwykły makaron z sosem pomidorowym zamieni się w danie godne włoskiej ristorante. Przyprawy kupuję lub dostaję prosto z Włoch (dziękuję Mamo!).






Aglio e peperoncino od Drogheria e Alimentari, czyli zmielony czosnek z ostrą papryczką. Peperoncino to jedna z podstawowych przypraw kuchni włoskiej. Świetnie nadaje się do ostrego sosu arrabbiata, ale i mięs czy ryb.





Salamoia Bolognese, czyli mieszanka soli morskiej, rozmarynu, czosnku, szałwii i pieprzu. Mój absolutny hit! Używam do wszystkiego - mięsa, sosów, ryb, owoców morza, zup. Nadaje cudownego posmaku i aromatu rozmarynu i szałwii.










Przyprawa do makaronu all'arrabbiata z uprawy ekologicznej. Pasta all'arrabbiata to "wkurzony" makaron, czyli naprawdę na ostro (wystarczy mała łyżeczka przyprawy!). Oprócz papryczki peperoncino przyprawa zawiera suszony czosnek, kapary, pomidory, cebulę i pietruszkę.

Aperitif


Witajcie!
Uwielbiam jeść – nie da się ukryć. Często lubię też zamykać się w kuchni i pichcić dla rodziny i znajomych (z gotowaniem po ciężkim dniu pracy wygląda to trochę inaczej). Uwielbiam poznawać nowe smaki i wypróbowywać nowe przepisy. Zwracam dużą uwagę na to, co jem, jaki skład mają produkty i skąd pochodzą. Chętnie odwiedzam restauracje, a z podróży zawsze przywożę lokalne produkty i przyprawy charakterystyczne dla danego regionu. Jedzenie to przecież jeden z najbardziej widocznych przejawów kultury danego narodu.


Chciałabym wyjść poza ramy tzw. bloga kulinarnego. Nie będę publikować wyłącznie przepisów (chociaż będą one stanowić dużą część wpisów). Moje kulinarne przygody nie ograniczają się wyłącznie do gotowania. To również poznawanie innych kultur, odwiedzanie restauracji, rozmowy przy winie, oglądanie filmów o tematyce kulinarnej czy nawet zakup gadżetów kuchennych.

Na początek drinki dla wszystkich!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...