Pocztówka ze średniowiecznego Nowego Jorku

Rozpoczynam na blogu swój prywatny Tydzień Włoski. Na początek parę wspomnień i widoków z mojej ukochanej Bolonii, potem pokażę nowości z Włoch, które właśnie zawitały w mojej kuchni. A na koniec przedstawię przepis na włoską pizzę oraz swoją ulubioną restaurację, w której jeszcze nigdy się nie rozczarowałam.


Włochy to niemalże moja druga ojczyzna. Byłam tam wiele razy, zjeździłam kraj prawie wzdłuż i wszerz, mieszka tam moi bliscy, a włoscy przyjaciele są jak moja rodzina. To właśnie tam łapię oddech i oddycham pełną piersią, pochłaniam ogromne ilość przepysznego jedzenia i doceniam proste przyjemności w życiu. Oczywiście nie jest to raj na ziemi, Włosi są krzykliwi i niepunktualni, mafia jest obecna niemal w każdym aspekcie życia (nie tylko w Neapolu), a lata zbyt upalne. Jednak zawsze z sentymentem wracam wspomnieniami do moich Włoch.


Bolonia - czerwone miasto, zwane tak tylko nie ze względu na kolor budynków, ale również na sympatie lewicowe.
 
 

Dbałość o jednolity charakter architektoniczny miasta przejawia się tym, że nawet nowe budynki muszą zachowywać odpowiednią kolorystykę i wielkość.



Bolonia jest czasami nazywana średniowiecznym Nowym  Jorkiem, bo mieściło się w niej ponad dwieście ceglanych wież budowanych przez bogate rody. Wyobraźcie sobie ten widok - średniowieczne miasto z dwustoma około stumetrowymi wieżami. To musiało robić wrażenie! Do dzisiejszych czasów ocalały niestety tylko dwie, z czego jedna jest krzywa, więc nie trzeba jechać do Pizy, żeby zobaczyć krzywą wieżę. Druga jest otwarta dla zwiedzających i rozlega się z niej wspaniały widok na całe miasto.



Bolonia jest doskonałe do spacerowania, bo niemal całe miasto pokrywa sieć portyków o długości 50 kilometrów. W upale dają ochłodę, a w deszczu osłonę.


To właśnie w Bolonii powstał pierwszy europejski uniwersytet. Do dzisiaj miasto jest prężnym ośrodkiem naukowym. Stąd pochodzi również m.in spaghetti alla bolognese czy mortadela.


Na koniec pokażę gorszącą fontannę, która stoi na głównym rynku w centrum miasta.
 



6 komentarzy:

  1. Oj też lubuję się we Włoszech, za czasów studenckich sporo razy tam zawitałam. Teraz czekam aż dzieci podrosną aby im pokazać kulinarne facynacje mamona. Z mafią się nie spotkałam ale z alternatywnym podejściem do jazdy samochodem i parkowania ciągle.... Za to jedzenie... nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do smaków gotując w kuchni własnej. Tam po prostu wszystko smakuje inaczej. Lepiej. Z nostalgicznym pozdrowieniem kamila :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Alternatywne podejście do jazdy samochodem" - dobrze to ujęłaś:) I jeszcze te wszechobecne skutery!
      Kiedyś skarżyłam się znajomemu Włochowi, że to samo jedzenie przygotowywane w Polsce nigdy mi się nie udaje tak jak to we Włoszech; produkty niby te same, ale brakuje tego czegoś. Ettore stwierdził, że to kwestia słońca - coś pewnie w tym jest.
      Łączę się w nostalgicznych wspomnieniach:)
      Lena

      Usuń
  2. Wspaniałe zdjęcia!
    Nigdy nie byłam w Bolonii, ale chciałabym tam pojechać. Uwielbiam Włochy za ich ciekawą historię, marzy mi się tam wyjazd, bo byłam tam ostatnio chyba ze 12 lat temu...

    Pozdrawiam serdecznie,
    Edith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O historii Włoch można by długo pisać:)
      Ja ostatnio byłam 2 lata temu, ale może uda mi się odwiedzić Włochy na jesieni.

      Pozdrawiam,
      Lena

      Usuń
  3. Cudowne zdjęcia! Ja jeszcze nigdy nie byłam w Bolonii, choć jest w moich planach podróży kulinarnych :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz wyjeżdżać, zgłoś się do mnie. Dam Ci namiary na fajne restauracje i trattorie:)
      Pozdrawiam!
      Lena

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...