Od mojego powrotu z Włoch minęło półtora tygodnia, ale do dzisiaj nie miałam chwili, żeby uporządkować zdjęcia i spisać wrażenia.
Listopadowe Włochy w niczym nie przypominają listopada, który znam. Mimo że dzień trwa stosunkowo krótko (zmierzch zapada o 17, a słońce wstaje po 7), jest o wiele cieplej i słoneczniej. Zaskoczyło mnie, że wiele drzew, krzewów i ziół było jeszcze zielonych, gdzieniegdzie rosły owoce granatu i migdały, a sezon zbioru oliwek jeszcze się nie skończył.
Zioła do potraw, które gotowałam, zrywałam prosto z ogrodu. To jedno z moich marzeń - prosto z kuchni wychodzić do ogrodu, gdzie rośnie rozmaryn, szałwia, majeranek czy laur.
Byliśmy w regionie Marche w centralnych Włoszech charakteryzującym się rozległymi winnicami, lekko górzystym krajobrazem, bliskością morza, licznymi gajami oliwnymi i uroczymi miasteczkami. Widzieliśmy oszołamiające groty Frassasi, które przypadkiem odkryto w latach 70-tych, Gradarę z przepięknym średniowiecznym zamkiem, nadmorski kurort Pesaro, miasto-państwo San Marino oraz Tavullię, w której Valentino Rossi wybudował swój prywatny tor wyścigowy. Niesamowite były spacery po opustoszałym Pesaro, Rimini czy Riccione, które w sezonie tętnią życiem, a jesienią i zimą (może poza okresem bożonarodzeniowym) zamykają większość hoteli i restauracji.
Mam wrażenie, że późną jesienią, po sezonie turystycznym, Włochy bardziej odkrywają swoje oblicze. Nie można wprawdzie wykąpać się w morzu, a znalezienie działającej lodziarni graniczy z cudem, ale jest spokojniej, luźniej i swobodniej.
Listopadowe Włochy w niczym nie przypominają listopada, który znam. Mimo że dzień trwa stosunkowo krótko (zmierzch zapada o 17, a słońce wstaje po 7), jest o wiele cieplej i słoneczniej. Zaskoczyło mnie, że wiele drzew, krzewów i ziół było jeszcze zielonych, gdzieniegdzie rosły owoce granatu i migdały, a sezon zbioru oliwek jeszcze się nie skończył.
Zioła do potraw, które gotowałam, zrywałam prosto z ogrodu. To jedno z moich marzeń - prosto z kuchni wychodzić do ogrodu, gdzie rośnie rozmaryn, szałwia, majeranek czy laur.
Byliśmy w regionie Marche w centralnych Włoszech charakteryzującym się rozległymi winnicami, lekko górzystym krajobrazem, bliskością morza, licznymi gajami oliwnymi i uroczymi miasteczkami. Widzieliśmy oszołamiające groty Frassasi, które przypadkiem odkryto w latach 70-tych, Gradarę z przepięknym średniowiecznym zamkiem, nadmorski kurort Pesaro, miasto-państwo San Marino oraz Tavullię, w której Valentino Rossi wybudował swój prywatny tor wyścigowy. Niesamowite były spacery po opustoszałym Pesaro, Rimini czy Riccione, które w sezonie tętnią życiem, a jesienią i zimą (może poza okresem bożonarodzeniowym) zamykają większość hoteli i restauracji.
Mam wrażenie, że późną jesienią, po sezonie turystycznym, Włochy bardziej odkrywają swoje oblicze. Nie można wprawdzie wykąpać się w morzu, a znalezienie działającej lodziarni graniczy z cudem, ale jest spokojniej, luźniej i swobodniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz